Detektyw zerwał się na równe nogi i zaczął biec ku spadającej maszynie. Samolot wykonał manewr tuż przy ziemi i, gdy pan Milczek był już na miejscu, znowu poszybował do góry. Okazało się, że to pokaz lotniczy, na który pan Zygfryd otrzymał oficjalne zaproszenie, ale o którym przez swoje roztrzepanie oczywiście zupełnie zapomniał.
Pan Milczek był zachwycony pokazem. Dopiero po dwóch godzinach przypomniał o swojej książce. Niestety, gdy wrócił do drzewa, przy którym ją zostawił, książki już tam nie było. Zasmucił się, bo ta książka miała dla niego ogromną wartość nie tylko ze względu na treść, ale też i ze względu na jej historię – była dziedziczona z pokolenia na pokolenie w jego rodzinie detektywów.
Ze smutnych rozważań wyrwał go przyjaciel Karol, który był utytułowanym sztangistą i dziwnym lub też nie zbiegiem okoliczności wracał przez ten sam las z treningu. Przyjaciele zaczęli rozmawiać i okazało się, że Karol w drodze na siłownię widział tu chłopca czytającego jakąś książkę. Gdy podszedł bliżej, chłopiec uciekł. Karolowi nawet przez myśl nie przeszło, że to mógłby być złodziej. Był przekonany, że dzieciak po prostu go się wystraszył (wysportowana sylwetka siłacza rzeczywiście wyglądała imponująco). Przyjaciel nic więcej nie wiedział. Wskazał tylko jeszcze Milczkowi kierunek, w którym pobiegł chłopiec.
Pan Milczek był zachwycony pokazem. Dopiero po dwóch godzinach przypomniał o swojej książce. Niestety, gdy wrócił do drzewa, przy którym ją zostawił, książki już tam nie było. Zasmucił się, bo ta książka miała dla niego ogromną wartość nie tylko ze względu na treść, ale też i ze względu na jej historię – była dziedziczona z pokolenia na pokolenie w jego rodzinie detektywów.
Ze smutnych rozważań wyrwał go przyjaciel Karol, który był utytułowanym sztangistą i dziwnym lub też nie zbiegiem okoliczności wracał przez ten sam las z treningu. Przyjaciele zaczęli rozmawiać i okazało się, że Karol w drodze na siłownię widział tu chłopca czytającego jakąś książkę. Gdy podszedł bliżej, chłopiec uciekł. Karolowi nawet przez myśl nie przeszło, że to mógłby być złodziej. Był przekonany, że dzieciak po prostu go się wystraszył (wysportowana sylwetka siłacza rzeczywiście wyglądała imponująco). Przyjaciel nic więcej nie wiedział. Wskazał tylko jeszcze Milczkowi kierunek, w którym pobiegł chłopiec.
Pan Zygfryd Milczek błyskawicznie, jak to miał w zwyczaju, ruszył w stronę wskazaną przez przyjaciela. Pościg ułatwiały mu zostawione przez zbiega ślady na ścieżce. Nagle ścieżka się rozwidliła, a ślady się skończyły. Wspaniale! Sprawa się komplikuje, a to lubię najbardziej! – wykrzyknął pan Milczek, po czym wybrał z kieszeni prochowca lupę i zaczął wnikliwie obserwować miejsce, w którym się znalazł. Wśród liści jednego z klonów, które rosły po obu stronach drogi, dostrzegł taki, który nie pasował do reszty. Okazało się, że to wcale nie jest liść, tylko mała zielona koperta w kształcie liścia. Milczek, zadowolony ze swego kolejnego niecodziennego odkrycia, zabrał się do czytania. Nie po raz pierwszy przekonał się, że noszenie lupy przy sobie jest niezwykle przydatne. List był napisany tak drobnym maczkiem, że nawet osoba o orlim wzroku nie byłaby go w stanie przeczytać. List wiele tłumaczył. Przede wszystkim to, że całe dzisiejsze zamieszanie, było urodzinowym prezentem od przyjaciół pana Zygfryda. Znając jego roztrzepanie (pan Milczek rzecz jasna zapomniał, że ma dziś urodziny), a także zamiłowanie do pokonywania przeszkód oraz rozwiązywania zawikłanych sytuacji przygotowali dla niego urodzinową grę z wieloma zadaniami. Pan Milczek zaśmiał się głośno z tego, że tak łatwo dał się zwieść swoim przyjaciołom. Na jego twarzy malowało się jednak wyraźne zadowolenie, bo już miał pewność, że jego książka jest w dobrych rękach.
Pierwsze zadanie czekało na niego w miejscu, gdzie można najczęściej spotkać płaczące dzieci. Banalnie proste! - pomyślał detektyw i ruszył w stronę najbliższego sklepu. Pan Milczek szybko się zorientował, że dokonał właściwego wyboru. W sklepie było osiem kas i osiem kasjerek. To właśnie ósmego dnia obchodził swoje urodziny. Ósma kasjerka trzymała w dłoni... liść klonu? Nie! Zieloną kopertę, tym razem z intrygującym zadaniem do wykonania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz