Gdy Sara była na moście, nagle zadzwonił jej telefon. Świat zaczął dookoła niej wirować. Poczuła na plecach dotyk zimnej dłoni, chciała się odwrócić, ale nagle oślepił ją barwny niczym tęcza błysk światła! Nie widziała już niczego, zrozumiała, że unosi się nad Ziemią tak jakby miała spadochron…
Gdy otworzyła oczy, ujrzała… zielony sufit i łóżko szpitalne, w którym leżała, a obok siedziała jej mama. Mama powiedziała, że Sara od trzech tygodni leży w śpiączce i poprosiła, aby sobie coś przypomniała, bo nikt nie wiedział, co się z nią stało po wyjściu z domu. Gdy mama położyła jej rękę na ramieniu, Sara nagle wszystko sobie przypomniała.
- Mamo, chyba jestem w stanie zdać ci relację z tego, co mi się przydarzyło…
Było po dwunastej, szłam do babci, gdy usłyszałam swój telefon. Potem poczułam nieprzyjemny dotyk czyjeś ręki. Coś mnie oślepiło i poczułam, że spadam. Gdy otworzyłam oczy, byłam zdziwiona, bo zrozumiałam, że jestem na jakieś dziwnej, strasznej planecie. Wszędzie rosły drzewa spowite białymi pajęczynami, zamiast trawy leżały czarne, spalone kartki papieru, spod których wytryskiwała gęsta ciecz. Co jakiś czas na ziemi widziałam odciski stóp. Po kilku minutach wędrówki po śladach ujrzałam starą chatę. Wahałam się, czy wejść do środka, ale po chwili się na to zdecydowałam. W środku znalazłam zakurzone liczydło. Dotknęłam je i poczułam, że unoszę się w powietrzu.
- Dobrze, że już jesteś z powrotem – uśmiechnęła się mama i pokazała jej… liczydło, które leżało na stoliczku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz